Wszystkie uczucia wpycham do sejfu i zatrzaskuję za nimi grube, trzymetrowe drzwi – na wypadek, gdyby któremuś zachciało się wydostać.
Susan Ee, Angelfall. Opowieść Penryn o końcu świata
W kolejny poniedziałek, po kilku tygodniach od rozpoczęcia czwartego roku w liceum ponownie stwierdziłam, że nienawidzę mojego budzika. Otworzyłam oczy i zrzuciłam go na podłogę. Nie rozumiałam, za jakie grzechy musiałam wstawać tak wcześnie rano, ale powtarzałam sobie, że tylko nauka pozwoli mi zapewnić sobie w miarę udaną przyszłość.
Usiadłam na brzegu łóżka i głośno ziewnęłam, przeciągając się przy tym przez chwilę. Podniosłam się i poszłam do łazienki, żeby się umyć. Codziennie rano próbowałam się w ten sposób obudzić, ale doskonale wiedziałam, że sama siebie oszukiwałam, a nawet zimna woda nie pomagała mi w walce ze snem. W łazience ubrałam na siebie czarne dżinsy i różowy, koronkowy biustonosz. Zapomniałam ze sobą koszulki i wróciłam do pokoju, żeby wybrać jakąś z komody. Sięgnęłam po jedną z moich ulubionych i odwróciłam się w stronę lustra. Koszulka wyleciała mi z rąk, bo w oknie naprzeciwko zobaczyłam McGregora, który wpatrywał się we mnie z wysoko uniesionymi brwiami i lekkim rozbawieniem. Szybkim ruchem znalazłam się na podłodze, żeby zniknąć z jego pola widzenia i głośno zaklęłam pod nosem.
— Jak ja go nienawidzę — syknęłam sama do siebie i naciągnęłam koszulkę, jakbym to na nią była zła. Kiedy się podniosłam Kane’a już nie było. Napatrzył się i zwiał, a ja przeklinałam siebie za niedopilnowanie zasłon.
Sięgnęłam po torbę i wściekła zeszłam na dół, gdzie wujek i Lexi siedzieli przy stole w jadalni. Moja siostra w znany dla siebie sposób na ślepo trafiała łyżką z owsianką do buzi, a jej wzrok był utkwiony w ekranie telefonu, z którym nigdy się nie rozstawała. Od razu zorientowałam się, że pisała z nową ofiarą. Zaczęłam się zastanawiać, czy bardziej jest mi szkoda tego chłopaka, czy jednak bawi mnie jego głupota. Nie rozumiałam, jak mógł nabierać się na sztuczki Lexi.
— Dzień dobry, kochanie — przywitał mnie wujek, a ja zmusiłam się do delikatnego uśmiechu, żeby nie pokazywać mu, jak przygnębiona i zła byłam od rana. — Zrobiłem śniadanie, częstuj się.
Na widok tostów z dżemem lekko się rozchmurzyłam. Kiedy wujek dopiero zaczynał się nami zajmować, to była jedyna potrawa, którą umiał robić oprócz płatków śniadaniowych. Zawsze z sentymentem wspominałam te czasy, bo tak naprawdę to wtedy dostałam najwięcej troski. Choć nie zagłuszyła mojego bólu, zatarła złe wspomnienia i zastąpiła je tymi dobrymi.
Zajęłam miejsce za stołem i sięgnęłam po ciepłe pieczywo. Wujek napełnił stojący przede mną kubek świeżo parzoną kawą, a ja zaciągnęłam się jej zapachem. Lubiłam poranki, kiedy nie musiałam w pośpiechu chwytać byle czego z lodówki i jeść w samochodzie, żeby nie zasłabnąć na lekcjach.
— Lexi, odłóż na chwilę ten telefon — upomniał ją Clay, ale jego głos był łagodny jak zawsze.
Moja siostra nawet nie podniosła na niego wzroku, tylko ostentacyjnie przewróciła oczami, a telefon ciągle spoczywał w jej dłoniach.
— Piszę z Cassidy — rzuciła Lexi, a ja powstrzymałam się, żeby nie popukać się palcem w głowę.
Widziałam, że kłamała, do Barbie nigdy się tak nie uśmiechała. Może nazywały się przyjaciółkami, ale ich relacja różniła się diametralnie od tych, które były między mną, Austinem i Erikiem. Cassidy była traktowana przez Lexi jak służąca – nosiła za nią kawę, trzymała torebkę i przyznawała rację, kiedy moja siostra tego potrzebowała.
Jej mina oznaczała tylko jedno, podrywała kolejnego chłopaka, który był jej potrzebny, żeby lepiej prezentować się na tle szkoły i żeby wzbudzić zazdrość wśród koleżanek. Kiedyś założyliśmy się z Erikiem, że w ostatniej klasie Lexi poderwie McGregora, ale na razie nie zanosiło się na to wcale, bo Goryl z trudem tolerował towarzystwo mojej siostry, i za tą jedyną rzecz musiałam go pochwalić.
— Zaproś Cassidy do nas, dawno jej nie było — zachęcił ją wujek, a ja spojrzałam na niego, jakby postradał zmysły. Na co on nas skazywał? Głos Cassidy rozbijał szyby, a my mieliśmy ich w domu bardzo dużo.
Lexi burknęła coś pod nosem i jeszcze głośniej stukała długimi paznokciami w wyświetlacz. Mogłam wymyślać kolejne potencjalne ofiary Lexi, ale dźwięk klaksonu limuzyny wytrącił mnie z zamyślenia. Wstałam od stołu i zmierzwiłam wujkowi gdzieniegdzie już siwiejące włosy.
— Muszę lecieć — powiedziałam, po czym wymieniliśmy uśmiechy. Włożyłam trampki i wybiegłam przed dom, jednym, zwinnym ruchem wsiadając do samochodu. Pocałowałam przyjaciela w policzek i zapięłam pas, a Eric wyjechał z podjazdu.
— Mam nowinę — zakomunikowałam, kiedy wyjechaliśmy z naszej ulicy.
— Ploteczki? Wiesz, że kocham je szczególnie z rana, zamieniam się w słuch.
Lubiłam radość Erica, która bez względu na wszystko pojawiała się u niego od razu po przebudzeniu. Miał jej dość za nas dwoje i może dlatego czułam się w jego obecności tak dobrze.
— Lexi ma nową ofiarę.
— Współczuję kolesiowi — powiedział szczerze Eric i uderzył się w pierś.
— Ja też, chociaż z drugiej strony powinien wiedzieć, w co się pakuje. Lexi jest śliczna, ale ma paskudne wnętrze.
— To ty jesteś śliczna.
— Przestań — upomniałam go, bo nie potrafiłam przyjmować komplementów i zazwyczaj źle na nie reagowałam. Miałam wrażenie, że są wypowiadane tylko po to, by podnieść moją i tak niską samoocenę, a nie znosiłam litości.
— Mówię szczerze — ciągnął i poprawił okulary przeciwsłoneczne, które miał na nosie. — Zmieniając drażniący cię temat, w końcu i tak dowiemy się, na kogo Lexi zarzuciła sidła.
— Przepraszam, ja…
— Wiem, Liv, nie przejmuj się — uśmiechnął się do mnie. Byłam wdzięczna, że okazywał mi tak dużo cierpliwości.
Wiedziałam, że nie musiałam się przed nim tłumaczyć, a on nie naciskał, żebym to robiła. Nigdy się na mnie nie gniewał, a ja nie znałam bardziej empatycznej osoby. Dawał mi poczucie swobody, a milczenie z nim było jednym z moich ulubionych zajęć.
Eric wjechał na parking szkolny i zaparkował suzuki na naszym stałym miejscu pod tablicą z nazwą szkoły, dającą samochodowi cień, który w naszym przypadku był niezmiernie potrzebny. W samochodzie wysiadła klimatyzacja, a Eric upierał się, że kolejna naprawa mogła zabić auto jak starego pacjenta narkoza. Kochał tego starocia, więc ja nie miałam zamiaru stawać na drodze tej skomplikowanej miłości.
Wysiadłam i zabrałam torbę z tylnego siedzenia. Eric zarzucił swój znoszony plecak na ramię i zaczął wpatrywać się w coś ponad moim ramieniem, co nie było trudne przy jego niemal dwumetrowym wzroście. Obróciłam się, żeby powędrować za jego spojrzeniem i zobaczyłam, jak McGregor zwany przez naszą dwójkę Gorylem, wysiada ze swojego jeepa, a stado cheerleaderek otoczyło go niczym fanki gwiazdę filmową.
— McGregor jak zwykle w doborowym towarzystwie, może powinien pomyśleć nad stworzeniem swojego fanklubu. Albo wiem! — Eric klasnął w dłonie tak głośno, że aż podskoczyłam. — Jako jego największa fanka i obserwatorka jego życia osobistego przez okno sypialni to ty mu go założysz!
Przewróciłam oczami na ten żart i głośno wypuściłam powietrze z ust.
— Widział mnie w staniku — wypaliłam, a złość na Goryla powróciła z podwójną siłą.
— Wow! — Eric zaczął zanosić się śmiechem, a kilkoro uczniów odwróciło się w naszą stronę. — Nie sądziłem, że wasza znajomość zajdzie tak daleko, nie powiem, że nie jest przystojny, ale…
Nie czekając, aż skończy kolejny żart, mocno uderzyłam go w ramię, a on chwycił się za bolące miejsce, jednak głupi uśmieszek nie znikał z jego twarzy.
— Zapomniałam zasłonić okno — syknęłam, ale jego sugestia lekko mnie rozbawiła.
— Ja rzuciłbym w niego butem.
— Miał zamknięte okna! — Ruszyłam za Erikiem w kierunku wejścia do szkoły. — Gdybyś widział jego minę, wyglądał, jakby miał pęknąć z nadmiaru satysfakcji — dodałam.
— Wiesz, w pewnym sensie to sprawiedliwe.
Spiorunowałam go wzrokiem, ale nie miało to najmniejszego znaczenia, bo moja głowa była na wysokości jego ramienia.
— W jakim sensie? — warknęłam, a on przepuścił mnie w drzwiach.
— Nieraz mówiłaś mi, że widzisz jak chodzi po pokoju z gołą klatą, jemu też się coś należy — rzucił przez śmiech, na co ponownie zdzieliłam go po plecach.
— Jak chce się napatrzeć, to niech kupi „Playboya”!
Eric zaniósł się śmiechem, ja również ponownie próbowałam się uśmiechnąć, co nie wyszło mi za dobrze, ale żarty Erica wyraźnie poprawiły mi humor. To dzięki niemu byłam w stanie przeskakiwać przez kłody, które podkładało mi życie.
Na biodrze poczułam czyjąś dłoń i zwróciłam wzrok na jej właściciela. Moje ciało przeszedł dreszcz, a ja miałam wrażenie, że się czerwienię. Austin szedł obok mnie i obejmował w talii, zupełnie jakbym była kimś więcej niż przyjaciółką. Pod wpływem jego dotyku moje ciało stało się jak masło, roztopione masło.
— Wyspani? — zapytał Austin i posłał nam swój cudowny uśmiech niczym z reklamy pasty do zębów.
— Nie — odpowiedzieliśmy jednocześnie.
— Ja też, a właśnie idę na francuski.
Po raz kolejny pożałowałam, że mam tylko kilka wspólnych lekcji z Austinem. Gdybym mogła, patrzyłabym na niego cały dzień.
— My idziemy na historię, więc na pewno będziemy spać — zaśmiał się Eric, a Austin pokiwał głową.
— To widzimy się na lunchu — zakomunikował Austin, a ja szerzej otworzyłam oczy.
— Zjesz z nami? — zapytałam z nadzieją, a mój głos zabrzmiał bardziej wesoło niż zwykle.
— Jasne, przecież wiecie, że uwielbiam spędzać z wami czas i uwielbiam jeść — Austin mrugnął do mnie przyjaźnie, a mi pozostało tylko czekać na przerwę obiadową w nadziei, że ten dzień jednak będzie zaliczał się do udanych.
***
Po okropnie nudnej historii, na której o mało nie zasnęłam, i biologii, podczas której cały czas wymieniałam spojrzenia z Austinem, nadeszły zajęcia z wychowania fizycznego. Podobno nasz nauczyciel pan Hunt musiał wypijać dwie filiżanki melisy, żeby przetrwać do końca lekcji i nie pozabijać nas w trakcie, co poniekąd rozumiałam, bo dziewczyny nigdy nie wykazywały chęci i jakiegokolwiek entuzjazmu podczas zajęć. W przeciwieństwie do moich koleżanek lubiłam ruch, ale największą zaletą tej lekcji były treningi drużyny rugby odbywające się na boisku obok. Mój wzrok wędrował tam minimum kilkanaście razy, a za każdym kolejnym Austin w obcisłym stroju do gry wyglądał jeszcze lepiej. Jednak minusem był mój wygląd, który prezentował się nieco gorzej. Strój do ćwiczeń składający się ze spodni dresowych i obcisłej, nieco znoszonej koszulki w połączeniu ze spiętymi w luźny kucyk włosami i spoconą gdzieniegdzie skórą nie były najlepszym sposobem na zdobycie mężczyzny mojego życia. Jakby tego było mało, rozpraszała mnie również obecność mojej siostry i jej cheerleaderek, które ćwiczyły obok nas. Podczas tych zajęć wyglądałyśmy jak więźniowie na spacerniaku, musiałyśmy oglądać się za siebie, żeby nie narazić się na zyskanie guza.
Biegłam właśnie kolejne kółko wokół boiska, kiedy Austin niespodziewanie zaszedł mi drogę, a ja wpadłam na niego z impetem, przez co oboje przewróciliśmy się na bieżnię. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Poczułam jego dłonie na talii i nie śmiałam poruszyć się ani o milimetr, kiedy zorientowałam się, że leżę na nim całym ciałem. Gdyby nie kilkadziesiąt osób, które właśnie zwróciły spojrzenia w naszym kierunku, nie powstrzymałabym się i na pewno pocałowałabym go, tak jak zawsze o tym marzyłam.
— Chyba spowodowałaś czołowe zderzenie — powiedział Austin, a jego uśmiech sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Założył mi kosmyk włosów za ucho, a ja na chwilę spuściłam wzrok, żeby opanować emocje.
— To ty wlazłeś mi pod nogi — stwierdziłam, na co on zaśmiał się cicho.
Podniosłam się na równe nogi i wyciągnęłam do niego rękę, żeby pomóc mu wstać. Chwycił ją i teraz patrzył na mnie z góry, uniosłam kąciki ust. Miałam nadzieję, że kiedy w końcu powiem mu o swoich uczuciach, nie będę mogła przestać się uśmiechać i raz na zawsze pożegnam wszystkie swoje demony.
— Niech ci będzie — rzucił z zawadiackim uśmiechem. — Nie mogłem patrzeć, jak się męczysz — zażartował, a ja pokazałam mu język.
Wiedziałam, że tylko się ze mnie nabijał. W bieganiu byłam najlepsza na roku i kilka razy wygrałam maratony organizowane przez szkołę. Nawet Eric, który biegał codziennie, nie dawał rady mnie prześcignąć. Czasami żartował, że jeśli ktoś ośmieli się mnie zaatakować, rozpędzę się tak bardzo, że dobiegnę do innego stanu.
— Jakiś ty łaskawy — odpowiedziałam, ciągnąc naszą grę słowną, która coraz bardziej mi się podobała.
Austin ukłonił się przede mną spektakularnie, a ja lekko się rozpromieniłam.
— Zawsze do usług.
Już miałam poruszyć temat lunchu, ale nagle jak spod ziemi wyrósł obok mnie Kane, a ja przewróciłam oczami i powstrzymałam się od złośliwego komentarza. McGregor był nieco wyższy od Austina, a jego ciało było wyrzeźbione, jakby miał brać udział w reklamie bielizny, przez co onieśmielał niejedną dziewczynę. Ja nie należałam do mdlejących na jego widok fanek. Mnie przyprawiał o dreszcze, bo nigdy nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Widziałam, jak zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał pokazać, gdzie moje miejsce, które na pewno nie znajdowało się u boku Austina.
— Nie chcę przerywać waszej pełnej pasji rozmowy, ale trener cię woła — powiedział do Austina, a jego niski baryton od razu zabił we mnie całą radość, którą czułam przed chwilą. Starał się mnie ignorować, a ja po raz kolejny zdałam sobie sprawę, jak bardzo go nie lubię.
— Muszę iść, Liv, ale widzimy się za chwilę. Przepraszam, że cię wywróciłem — mój przyjaciel uśmiechnął się do mnie czule i pobiegł w kierunku drużyny.
Odprowadziłam go wzrokiem i poczułam na sobie spojrzenie Goryla. Miałam nadzieję, że tylko mi się wydawało, ale kiedy obróciłam głowę, nasze oczy się spotkały, a ja mogłam w pełni podziwiać jego zdegustowaną, codzienną minę. Wzruszyłam ramionami i wypuściłam powietrze z ust. Może byłam cicha i zamknięta, ale nigdy nie byłam nieśmiała i bezradna, co osobom o moim charakterze przypisywano niemal od razu.
— W czymś ci pomóc? — zapytałam z ironią w głosie, a on skrzyżował dłonie na piersi. Miałam wrażenie, że przygląda mi się dokładniej.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy Kane wiedział, jak używa się mimiki, ale postanowiłam odpuścić.
— Dobra, nieważne — powiedziałam pod nosem i otrzepałam kolana, żeby biec dalej.
— Różowy to dobry kolor — odezwał się bez cienia emocji w głosie, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi.
Patrzyłam na niego, jakby postradał zmysły i zorientowałam się, co miał na myśli, dopiero gdy odwrócił się ode mnie i ruszył w kierunku drużyny. Chodziło mu o sytuację z rana, kiedy widział mnie bez koszulki. Przeklęłam go w myślach i zacisnęłam dłonie w pięści ze złości. Widziałam, jak powoli oddala się ode mnie, jakby w ogóle nie przejmował się tym, co właśnie powiedział. Nie zastanawiając się długo, sięgnęłam po jedną z piłek do footballu, które leżały na ziemi i cisnęłam nią prosto w jego głowę. Zatrzymał się i odwrócił do mnie z impetem, jak zwierzę gotowe do ataku.
— Za to czerwone bokserki to nie do końca dobry wybór! — odgryzłam się i uciekłam w stronę dziewczyn, bojąc się, że Kane mógłby złamać mi kręgosłup.
Byłam z siebie dumna, ale na wszelki wypadek wolałam go już dzisiaj nie spotykać. Właśnie przyznałam mu się, że też widywałam go przez okno i skarciłam się w myślach za moją impulsywność. Chociaż warto było zobaczyć minę Goryla, kiedy zorientował się, że nie on śmiał się ostatni.
Dobiegłam do mojej grupy i mimowolnie powędrowałam za spojrzeniami dziewczyn. Wszystkie były zachwycone wygibasami mojej siostry, których nawet ja szczerze jej zazdrościłam. Była wysportowana, piękna i pewna siebie, co przyciągało wiele osób. Wiedziałam, że będzie z siebie dumna, że udało jej się zrobić przedstawienie i na samą myśl o jej gadaniu wypuściłam powietrze z ust. Objęłam ramiona dłońmi i przekręciłam głowę na bok. Lexi ponętnym krokiem podeszła do stojącego nieopodal Austina i, bawiąc się włosami, wydała z siebie śmiech, podobny do anielskiego śpiewu. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze dzisiaj rano wymieniała wiadomości z jakimś nieznanym mi chłopakiem, a teraz żeby zdobyć popularność, musiała pokazać wszystkim, że Austin poświęcił jej chociaż odrobinę uwagi. Żałowałam, że zmarnowałam piłkę na Kane’a.
— Alivia koniec lekcji! — Emma Burton szturchnęła mnie w ramię, a ja wróciłam myślami na ziemię. Gdyby nie ona, stałabym tam do końca dnia.
— Tak, już idę. — Posłałam jej wymuszony uśmiech i ostatni raz spiorunowałam siostrę wzrokiem.
Musiałam zapomnieć o całej sytuacji, ale wcześniej powinnam o wszystkim powiedzieć Ericowi. Zmieniałam ubrania i wepchnęłam się w kolejkę do szkolnego prysznica, a potem pobiegłam prosto w kierunku szatni chłopaków, gdzie chciałam złapać mojego przyjaciela. Zatrzymałam się przed drzwiami i, nie mogąc się doczekać, weszłam do przedsionka, który prowadził w kierunku męskich pryszniców. Usłyszałam kilka niskich głosów i wsłuchałam się, żeby namierzyć Erica. Zawsze przebierał się wolniej ode mnie, ale tym razem czas dłużył mi się w nieskończoność.
Oparłam się o ścianę, tak aby nie pokazywać się chłopakom, ale żeby od razu zauważyć Erica, kiedy będzie wychodził. Chciałam, żeby się pospieszył, nie mogłam trafić teraz na Austina, bo wiedziałam, że nie wytrzymam z trzymaniem buzi na kłódkę do końca lunchu.
Poczułam, jak wysoka postać staje obok mnie i obróciłam się z impetem.
— Nie uwierzysz, co mam ci do… — wypaliłam i zamilkłam, kiedy mój wzrok zatrzymał się na idealnie wyrzeźbionych mięśniach brzucha, z pewnością nie należących do Erica. Spojrzałam na czarne dżinsy, które były jedynym ubraniem mojego towarzysza i zobaczyłam dalszą część mięśni w kształcie litery V znikających za paskiem spodni. Gdyby nie zabrakło mi powietrza, modliłabym się, żeby to nie był on, ale podświadomie już wiedziałam, z kim miałam do czynienia.
— Nie wierzę, że tu weszłaś — warknął Kane, a ja z trudem oderwałam wzrok od jego brzucha i spojrzałam mu w oczy. Postanowiłam udawać, że wcale nie onieśmiela mnie jego obecność, a jego idealne ciało nie zrobiło na mnie wrażenia. Musiałam przyznać, że przez okno mojej sypialni nie wyglądało tak dobrze. Wzruszyłam ramionami i na wszelki wypadek cofnęłam się o kilka kroków.
— Weszłam. — Starałam się brzmieć pewnie, ale nie sądziłam, że się na to nabrał.
Miał minę, jakby chciał przerzucić mnie sobie przez ramię i wynieść na korytarz. Nie sprawiłoby mu to najmniejszego wysiłku. Cieszyłam się, że szatnia była umieszczona w piwnicy, bo inaczej wyrzuciłby mnie przez okno.
— To teraz grzecznie wyjdź — rozkazał ostro.
Nie zgadzałam się, żeby mówił mi, co mam robić, wystarczało mi, że Lexi robiła to niemal codziennie.
— Zrobię to — droczyłam się z nim i wiedziałam, że stąpam po cienkim lodzie. — Jak zobaczę Erica — uśmiechnęłam się złośliwie.
Widziałam, jak powoli tracił do mnie cierpliwość, igrałam z ogniem, którego nie potrafiłam ugasić.
— Mam ci pomóc wyjść na korytarz? — zapytał, a wizja, w której chwyta mnie jak kawał mięsa, ponownie zagościła w mojej głowie.
— Nie potrzebuję przewodnika, ale skoro jesteś taki pomocny, możesz powiedzieć Ericowi, żeby się pospieszył. — Ponownie posłałam mu bezczelny uśmiech, z którym w przeciwieństwie do tego szczerego nie miałam problemu.
Jego pokerowa twarz wciąż była taka sama, nie mogłam rozszyfrować, co myślał, chociaż znając go, zabijał mnie w myślach.
— Jesteś w męskiej szatni i jeszcze się popisujesz? Ja wiem, że obie z siostrą macie potrzebę błyszczenia w towarzystwie, ale oglądanie męskich brzuchów mogłaś sobie darować.
Zrozumiałam, że porównał mnie do Lexi i zanim rozpoczęłam z nim wojnę na słowa, zastanowiłam się chwilę i postanowiłam pokazać mu, że wcale nie wyprowadził mnie z równowagi. Nigdy nie chciałam atencji, o której marzyła Lexi i nie miałam pojęcia, dlaczego mi to zasugerował.
— Tak się składa, że nasza drużyna ma najładniejsze brzuszki pod słońcem i nie pobiera opłat za patrzenie.
Moja odpowiedź go zaskoczyła, widziałam, jak szerzej otworzył oczy i uniósł jedną brew, zastanawiając się, czy jestem normalna, czy może sobie z niego żartuję. Otworzył usta, żeby coś dodać, ale Eric pojawił się obok, a ja poczułam, jak ogromny ciężar spada mi z ramion.
— Liv! — Jego radość na mój widok zawsze była szczera, popatrzył na Goryla i posłał mi pytające, lekko zdezorientowane spojrzenie. — Widzę, że masz towarzystwo.
— Jest cała twoja — syknął Kane i zniknął za drzwiami do szatni.
Nie mogłam uwierzyć, że przeżyłam to spotkanie. Oboje z Erikiem odprowadziliśmy mojego sąsiada wzrokiem.
— Przerwałem wam coś, czy w odwecie za stanik chciałaś zobaczyć jego majtki?
— Eric! — krzyknęłam i uśmiechnęłam się lekko z rozbawienia, co od razu powstrzymałam. — On mnie prawie zabił, to nie jest zabawne! Chodź. — Chwyciłam go za rękę i wyciągnęłam na zewnątrz. — Musiałam cię złapać, zanim Austin to zrobi.
— Ale my jemy z nim teraz lunch.
— Właśnie dlatego musimy się pospieszyć.
Opowiedziałam mu o tym, co stało się na boisku i to, co widziałam, kiedy moja siostra podeszła do Austina. Nie ominęłam moich dwóch epizodów z Kanem i włączyłam w to żywą gestykulację. Pod koniec historii powoli ruszyliśmy w kierunku stolików na dworze, gdzie miał czekać na nas Austin.
— Bawiła się włosami, rozumiesz? — dopytywałam.
— Zrozumiałem już za sześcioma poprzednimi razami, kiedy to mówiłaś — odpowiedział cierpliwie.
Przystanęłam na chwilę i podniosłam wzrok, żeby patrzeć mu w oczy.
— Przepraszam, ponosi mnie. Ten dzień mnie przerasta.
— Ja i tak bardziej niż Lexi, jestem poruszony tym, jak rozprawiłaś się z Gorylem. Liv, walnęłaś w głowę chodzące nieszczęście pomieszane z męską dumą, pychą i ogromną dawką testosteronu!
Przewróciłam oczami z rozbawienia, a Eric pogładził mnie po ramieniu.
— A co do Lexi — ciągnął. — Kręci się koło Austina, żeby zrobić ci na złość i nabić sobie popularność. Austin jest kapitanem, wszyscy go lubią, a jej się to podoba. Druga sprawa, byłabyś zazdrosna o każdą dziewczynę, która z nim rozmawia. Więc moje pytanie brzmi, kiedy w końcu powiesz mu, co do niego czujesz? Widzę, jak na niego patrzysz, jak on patrzy na ciebie. Nie jesteś mu obojętna, spełnia każdą twoją prośbę i jest obok, kiedy go potrzebujesz. Mam dodać coś jeszcze?
Przez chwilę patrzyłam na niego w milczeniu i analizowałam to, co właśnie powiedział. Wypuściłam powietrze z ust i przegarnęłam włosy dłońmi.
— Czemu jestem taka skomplikowana?
— Bo taką cię uwielbiam — Eric puścił mi oczko i zaczął szukać wzrokiem Austina, nagle po jego minie zobaczyłam, że coś było nie tak i zaczęłam wypatrywać, co zobaczył, ale byłam za niska, żeby widzieć to co on ze swojej perspektywy.
— Co jest? — zapytałam, a on wrócił do mnie spojrzeniem. Patrzył na mnie, jakby bał się, że za chwilę ucieknę.
— Nie uwierzysz, kogo Austin zaprosił do naszego stolika.
Pokręciłam głową, bo nie spodziewałam się tego w najgorszych koszmarach. Zanim Eric wypowiedział imię Goryla, szukałam już w głowie miliona sposobów ucieczki.