Widząc go na wzgórzu, cofnęła się nieznacznie. Mogła się spodziewać, że tu będzie, przecież zawsze tu przychodził. Po co jej to było? Po co jej była kolejna wycieczka w to miejsce? Czyż nie znała każdego źdźbła trawy rosnącego na tej górze?
Odwróciła się z zamiarem powrotu, jednak w tej samej chwili usłyszała za sobą niski głos. Poczuła się zupełnie tak, jak pierwszego dnia.
– Zastanawiałaś się kiedyś, co będzie potem?
Wstrzymała powietrze, czując autentyczny ciężar spoczywający na jej barkach. Spojrzała na niego mętnym, zagubionym wzrokiem błękitnoszarych oczu.
– Bo ja tak – dodał po chwili i wstał, będąc niebezpiecznie blisko krawędzi. Dziewczyna odruchowo zbliżyła się do niego. – I przyjąłem nawet punkt zwrotny.
– Nie mów tak – odparła natychmiast z przerażeniem w głosie.
Tym razem to on na nią popatrzył. W jego oczach nie było tej iskry, którą zauważyła na samym początku. Iskry, która świeciła mimo przytłaczającego go smutku.
– Dlaczego? Nawet nie wiesz, co chcę powiedzieć.
– Wiem. Nie rób tego.
– A czułabyś się wtedy winna?
Wiatr rozwiał mu włosy, zakrywając część twarzy ciemnymi kosmykami. Widziała tylko jedno oko – przeszywało ją, lustrując każdy najmniejszy szczegół.
Ledwo przełknęła ślinę. Spuściła głowę i zaczęła bawić się suwakiem od bluzy. “Czy czułabym się winna…?” – pytała samą siebie w myślach.
– Tak…
Chłopak prychnął z niesmakiem.
– Czyli muszę umrzeć, żebyś się mną zainteresowała? O bracie też, zdaje mi się, zapomniałaś. Przypomniałaś sobie o nim, dopiero kiedy doszło do tragedii. Przepraszam, nie potrafię dalej…
Odszedł, a ona zastygła w bezruchu z wyciągniętą przed siebie ręką. Wyglądała jak monument, któremu rzeźbiarz zapomniał dorobić trzymanego przedmiotu.
Tym razem to on kogoś zostawił. Wszyscy ludzie do tej pory go opuszczali, a teraz role się odwróciły. Spodziewał się, że przyniesie mu to satysfakcję. A przyniosło tylko smutek zabarwiony złością.
Nie powinien jej tam zostawiać. Ludzie też nie powinni go zostawiać…
Potrząsnął głową, nie chcąc nawet myśleć o zawróceniu.
Jednak myśl nie sługa – płynie własnymi torami.