Po tamtej rozmowie dziewczyna wyłączyła swój telefon, nie pozwalając chłopakowi się z nią skontaktować, ale on mimo to się nie poddawał. Dzwonił do niej średnio co dwie godziny, w przerwach próbując sobie wszystko ułożyć w głowie. Zrobił coś nie tak? Może zdenerwowała ją opowieść o jego przyjaciółce z dzieciństwa? Ale… Riley była wyrozumiała. Przynajmniej tak mu się do tej pory zdawało.
Widocznie nie miał szczęścia do ludzi.
O godzinie dwudziestej pierwszej poddał się i położył na łóżku w swej maleńkiej kawalerce. Wydawało mu się, że tej nocy nie zaśnie, ale zmęczenie wzięło nad nim górę.
Śniło mu się, że tonie. Morska toń pochłaniała go, odcinając mu dostęp do tlenu. Robiło się coraz ciemniej i ciemniej, aż w końcu nie widział nic poza wszechobecnym mrokiem.
Obudził się cały spocony o wschodzie słońca. Uspokojenie oddechu zabrało mu więcej czasu, niż przewidywał. Za każdym razem, gdy działo się coś złego, miał ten cholerny koszmar. Nękał go częściej niż tamten moment, w którym umarła…
Nie potrafił nawet przywołać z powrotem jej imienia. To jedno słowo cięło głębiej niż najostrzejszy nóż.
Z niewielkiej sypialni powlókł się do równie małej łazienki, by wziąć szybki prysznic. Stanął w kabinie, oparł się o ścianę i odkręcił wodę, która oblewała go lodowatymi strumieniami, spłukując z niego resztki koszmarnego snu.
Wszyscy go opuszczali. Po kolei. Jedno po drugim.
A on znów mógł jedynie bezczynnie stać i patrzeć, jak jego życie po raz trzeci rozsypuje się kawałek po kawałku.