Parę miesięcy później
Riley przez nieuwagę zbyt mocno ścisnęła trzymany kwiat i z jej palca pociekła szkarłatna krew, lecz wcale tego nie zauważyła. Wpatrywała się w dal, gdzie z mgły wyłaniała się niespiesznie czyjaś sylwetka.
Nie odwracając wzroku, położyła różę na marmurowym grobie. Następnie stanęła na środku ścieżki, oczekując upragnionego, a zarazem przypadkowego spotkania.
Z każdym krokiem twarz przybysza rozjaśniała się coraz bardziej, lecz dopiero gdy dzieliły ich jedynie trzy metry, wszelkie wątpliwości zniknęły. Obserwowała, jak Ian również kładzie białą różę na grobie przyjaciela, krzyżując ją z tą, którą przyniosła.
Chłopak uśmiechnął się do niej smutno i ze zrozumieniem, jakby widzieli się zaledwie wczoraj. Odwzajemniła uśmiech, ocierając wierzchem dłoni spływającą łzę.
Czas zatrzymał się, tak jak wtedy, kiedy dotarła do nich ta straszna wiadomość, lecz tym razem nie był on przepełniony krzykiem i niewypowiedzianym cierpieniem.
Odczuwali spokój. Z ich ust nie padło ani jedno słowo. Po prostu trwali tak w głuchej ciszy, otoczeni gęstą mgłą.
Próbowali się rozpoznać, próbowali dojść do tego, czy nadal łączy ich to samo braterstwo dusz. Pragnęli zrozumieć swoje dotychczasowe życie, oceniając je z perspektywy czasu i dopasowując do siebie poszczególne wydarzenia jak puzzle. Gdyby zaś popatrzyli na nie jak na całość, wszystko stałoby się prostsze.
Niestety, nie na tym opiera się ludzka egzystencja.
Każde z osobna jest inną częścią. Niedopasowaną. Rozerwaną. Odłączoną.
Można przecież próbować wcisnąć na siłę jeden element w drugi, ale ostatecznie skutek nie byłby satysfakcjonujący. Przecież puzzle polegają na starannym dokładaniu kawałków.
Niekiedy jeden kawałek zaginie i nigdy się nie odnajdzie. Inny złamie się tak, że naprawienie go będzie graniczyło z cudem, ale… cuda się zdarzają.
Riley i Ian uznali siebie nawzajem za połamane elementy układanki, jednak podjęli trud naprawienia ich, dzięki czemu zyskali pasujące do siebie części.
I już nigdy nie patrzyli w dół, w obawie, że zobaczą tam coś, co przypomni im o przeszłości.
Nie patrzyli też w górę, by zachować ten spokój i należytą pokorę.
Patrzyli po prostu przed siebie. Na siebie.