Noc 1/3
Puk… Puk…
Usłyszał przytłumione stukanie pod łóżkiem. Tej nocy mocno wiał wiatr, targając gałęziami i liśćmi na zewnątrz. Księżyc rzucał swe blade światło, przedzierające się przez krople deszczu, do środka pokoju.
Pukanie, trzaskanie, wianie. Nieodłączni towarzysze strachu i grozy. Chęć ucieczki w nieznane, byleby tylko nie zasypiać przy tych dźwiękach, narastała z każdą kolejną złamaną gałęzią, czy z kolejnymi rąbnięciami piorunów gdzieś w oddali.
Puk… Puk…
Chłopak obudził się, lekko uchylając oczy. Czuł, jakby ktoś w nocy wlał mu między powieki klej szybkoschnący. Leżał przykryty po sam nos, z nogami ugiętymi pod kolana i rękoma mocno ściskającymi pluszowego misia z bajki, którą co wieczór oglądał na dobranoc, lecz aktualnie nie mógł przypomnieć sobie jej nazwy. Miał tylko osiem lat.
Rozbudził się już zupełnie. Akurat teraz. Akurat podczas deszczu z piorunami i przerażającego do szpiku kości wycia wiatru za oknem. Akurat teraz…
Puk… Puk…
Dźwięk delikatnego pukania wydobył się spod łóżka. W jednej chwili chłopaka przeszył lodowaty dreszcz, usztywniając i przygotowując ciało do walki. Pod jego łóżkiem właśnie coś stukało.
Puk… Puk…
Ponowny odgłos. Tym razem chłopak upewnił się stuprocentowo, że to, co słyszy, znajduje się pod nim. Nie potrafił wyjąkać żadnego wyrazu. Czuł wręcz, jakby jego gardło obwiązała jakaś niewidzialna lina. Lina, na której siłę ucisku nie miał wpływu. Zaczął odpływać…
Zamknąwszy oczy, znalazł się w wyobraźni. W miejscu najbardziej niezbadanym przez niego dotychczas. Wyobraził sobie najważniejszą osobę w jego życiu – kochaną, piękną, mamusię o kasztanowych oczach i ciemnych, puszystych włosach siedzącą nad nim i opowiadającą mu bajkę na dobranoc.
O Boże… ile by oddał, żeby ta scena właśnie stała się rzeczywistością.
Wiatr przybrał na sile, napierając na okno jeszcze mocniej, tak jakby chciał dostać się do środka i porwać chudego chłopca ze sobą. Jednak on był niemal pewien, że wichura nie zdołałaby tego zrobić. Wiedział, że Potwór Spod Łóżka by go obronił. Stanąłby niczym ceglany mur, zasłaniając ciało dziecka i przyjąłby na siebie wszystkie ciosy ostrego jak katana wiatru, tylko po to, by móc pobawić się z nim do czasu, aż zacznie dojrzewać i uświadomi sobie, że potwora nie ma.
I pukanie zniknęło. Zasnął…
Noc 2/3
Hrrr… Ghrrrr…
Usłyszał warczenie we śnie. Ochrypły, przerażający do szpiku kości i dochodzący z bardzo bliska dźwięk przeszedł z jednego ucha, do drugiego, po drodze zahaczając o mózg.
Hrrum! Rhhhh!
Obudził się zlany zimnym potem i tętnem zdecydowanie przekraczającym normę. Tej nocy za oknem panowała cisza. Zupełna, głucha cisza spowijająca okolicę. Każdy spał. Oprócz niego, a raczej nich.
HARHHHH!
On znów tu jest, o mamo, proszę, mamusiu, ja chce do ciebie, proszę!
To, co nawiedzało go we śnie, okazało się rzeczywistością. Upiorne chrapanie wydobyło się spod łóżka, tak jak pukanie poprzedniej nocy. Chrapanie na tyle donośne, że słyszał je nawet po zatkaniu uszu drobniutkimi dłońmi.
Przez moment nie wiedział, gdzie się znajduje. Mimo że jego rodzice nie byli katolikami, to postanowił złożyć dłonie w geście modlitwy i wymamrotać coś pod nosem. Póki mógł.
– Boże, proszę, zabierz to!
Rozbolała go głowa. Poczuł pot, gromadzący się w okolicy klatki piersiowej i pod pachami, na których nie wyrósł jeszcze żaden młodzieńczy włos.
W pewnej chwili usłyszał to ponownie, tym razem popuszczając. Starał się wytrzymać z napierającym moczem, ale nie mógł. To go przerosło. Ciemnożółta, ciepła i ohydnie cuchnąca ciecz w sekundę zabarwiła pościel, która już nie wyglądała jak ta sprzed paru minut. Przynajmniej nie w kolorze, w jakim była na początku.
Wiedział, że mama się wścieknie, bo już kiedyś tak robił. Szczególnie, kiedy śniła mu się toaleta i czuł mocną chęć opróżnienia pęcherza. Wtedy budził się w smrodzie własnych szczyn.
Powrócił jednak do rzeczywistości. Chrapanie ustało. Przez moment wstrzymał oddech, a w pokoju zapanowała taka cisza, że był w stanie usłyszeć bicie własnego serca z namacalną siłą.
Cisza. Cholerna cisza.
Chłopiec przełknął ślinę, a czynność ta wydawała się być nadzwyczajnie głośna. Za oknem nic: żadnej muzyki puszczanej na imprezie, żadnych karetek, policji, straży. Zupełna cisza.
Pogrążony w ciemności czekał na niego… Na Potwora Spod Łóżka.
GHRRR! GHRR! HRRRR!
I doczekał się. Czuł, jak jego ciało nagle zaczyna się wzdrygać, tak jakby ktoś w środku odpalił młot pneumatyczny i zaczął wiercić nim narządy. Chciał krzyknąć, ale nie mógł. Szyję pokrywał mu niewidzialny węzeł próbujący wypluć jabłko Adama.
Ucichło.
ŁUP… ŁUP… ŁUP…
Jego serce wciąż bije. To znak, że żyje.
Tym razem jednak Potwór nie zacharczał, do momentu, aż chłopak zasnął. Nie wiedział jakim cudem, ale zasnął.
Noc 3/3
Uderzył piorun. Gdzieś w oddali niezwykle głośny trzask, przypominający dźwięk gruchotanych kości wybudził chłopca ze snu w środku nocy. Na zewnątrz lało jak z cebra. Krople deszczu waliły w dach domu z ogromną siłą. W pewnym stopniu koiło go to i usypiało, lecz teraz wiedział, że nie zaśnie ponownie. Wiedział, co go czeka… Kolejna noc zabawy z Potworem, w której ubaw ma tylko jedna ze stron.
Puk… Puk… Hrrr! Ghrrr!
Siły się połączyły. Stukanie i warczenie przybrało na mocy łącząc się w jedność. Chłopiec był na to gotowy.
To jest tylko w twojej głowie.
Postanowił, że tym razem się nie przestraszy. Tym razem zmężnieje jak tatuś i pójdzie dalej spać. Powoli uświadamiał to sobie, podnosząc się na duchu, gdy nagle poczuł na ręce lodowaty, delikatny i przerażający dotyk czegoś, co dotąd nie było mu znane. Nieznajoma dłoń, której palce wydłużały się na kilkanaście centymetrów więcej od jego, spoczęła na nadgarstku.
Przeszył go zimny dreszcz, sprawiający, że ciało chłopaka momentalnie znieruchomiało, zmieniając je w lodowaty posąg. Kołdra w pewnym momencie wydawała się szorstka, jak papier ścierny. Skronie chłopca pulsowały, wargi mimowolnie drgały, a lśniące, niebieskie oczy otworzyły się z niezwykłą łatwością. Powieki drętwe na tyle, że nie sposób było ich zamknąć, doprowadzały go do szaleństwa. Poczuł na twarzy spływające leniwie kropelki potu.
Kołdra odsunęła się na bok, odsłaniając dolne części ciała chłopaka. Włosy, wciąż krótkie, jeżyły się na całej długości nóg, a spodenki, w których spał, już dawno zafarbowane były na żółto, podobnie jak prześcieradło i materac. Palce u nóg, wykrzywione w przerażającym afekcie, wyglądały jak połamane.
Widział dłoń Potwora. Jej zewnętrzną część pokrywały czarne łuski. W pewnej chwili chłopakowi przeszło przez myśl, że zostały doszczętnie spalone. Palce byt miał wydłużone, jakby nienaturalnie blade, a paznokcie na wykończeniu przypominały szpiczaste igły.
Teraz cię mam, chłopcze… – przemówił Potwór.
Usłyszał go; ten sam głos, który jeszcze zeszłej nocy chrapał przerażająco pod jego łóżkiem, teraz jest w jego głowie.
Nagle mocno osadzona dłoń zaczęła się ruszać. Chłopak, wciąż drętwy od stóp do głów, jakimś cudem spojrzał na nią, a następnie w prawo, gdzie znajdował się kraniec łóżka. Zza jego rogu powoli zaczęła wyłaniać się głowa. Głowa bardziej spalona, niż ręce.
Krzyczał. A przynajmniej w swojej głowie. O wydobyciu dźwięku w pokoju nie było mowy. Aktualnie jego marzeniem nie była nowa konsola, lecz moment, kiedy rodzice wchodzą do pokoju i zapalają światło.
Upiór wysunął się jeszcze wyżej, na tyle, by chłopak mógł dojrzeć łysą, złuszczoną do granic możliwości głowę. Po chwili wysunęła się bardziej, dając widok przerażonemu chłopcu na oczy – zapadnięte, czarne ślepia wyglądające niczym dwie czarne dziury chcące pochłonąć wszystko, co się da.
Sekundę później chłopiec widział już całą twarz, pozbawioną nosa i uszu. Pokryta była zmarszczkami oraz płatami złuszczającej się skóry.
Potwór uśmiechnął się szeroko, odsłaniając tym samym ogromne, pożółkłe i krzywe zęby. Pomiędzy górną a dolną wargą wysunął się lepiący, ohydny jęzor dłuższy od jęzora kameleona, który spoczął bezwładnie w powietrzu. Byt wypuścił powietrze, przyprawiając chłopaka o mdłości. Fetor zgnilizny i rozkładającego się ciała uderzył w jego nozdrza z nierealnym impetem.
Uścisk dłoni przybrał na sile, a Potwór zbliżył się do przodu, doprowadzając chłopca do stanu, w którym mięśnie stają się napięte i jednocześnie zwiotczałe. Stanu, w którym brak kontroli nad własnym ciałem staje się najgorszym koszmarem, a sparaliżowane ciało odmawia jakiegokolwiek posłuszeństwa.
Zaraz cię dopadnę…
Potwór ponownie przemówił. Serce chłopaka w tym momencie dochodziło do maksymalnych granic wytrzymałości, praktycznie przekraczając stan krytyczny. Poczuł, jak kołuje w klatce, a moment później uciska się, wywołując ostry ból. Miał wrażenie, jakby narząd zatrzymał się w miejscu, niezdolny do pracy ani chwili dłużej. I rzeczywiście tak było. Chłopiec przestał oddychać.
Gdy Potwór zbliżył się do niego na odległość kilkunastu centymetrów, ten już nie żył. Serce przestało bić, a byt, widząc to zajście, uśmiechnął się jeszcze szerzej i oblizał wargi. Dopiął swego. Dzieciak umarł z otwartymi oczyma, a mięśnie w chwili śmierci poluzowały się, wyglądając, jakby spuściły z siebie powietrze.
Uścisk Potwora znacznie zelżał, powoli opuszczając rękę chłopaka, która będzie już zimna, gdy mama przyjdzie obudzić go rano do szkoły.
Potwór wpełzł z powrotem pod łóżko, jednocześnie śmiejąc się pod nosem. Chichotał jak psychopata, widzący swoje odbicie w lustrze. Chichotał dopóty, dopóki nie zniknął w otchłani własnego szaleństwa.
Wciąga? Przeczytaj pozostałe opowiadania ze zbioru Fabryka strachu
01. Szansa
03. Potwór spod łóżka
04. A&A
05. Pokój 202
06. Caroline
07. Brat pokazał mi, jak wskrzeszać zmarłych
09. Sklep na rogu