Menu

  • NovelTime
  • Nowe realizacje
  • Popularne
  • Polecane

Kategorie

  • Aktualności NovelTime
  • Bez kategorii
  • Fantastyka, sci-fi, horror
  • Historyczne
  • Kryminał, sensacyjne, thriller
  • Literatura piękna
  • Młodzieżowe
  • Romans, obyczajowe

Zajrzyj do antologii

Z rozkazu Samaela – Antologia Horroru – NovelTime
NovelTime
  • Autorzy
  • Opowieści
  • FAQ – Poznaj NovelTime
Brak wyników
View All Result
Aktywność
NovelTime
Uncover me – Supersadworld | NovelTime

Uncover me — Rozdział 1

Redakcja: Julia Koszela | Korekta: Natalia Sobocińska | Grafika: Katarzyna Pieczykolan

autor:Supersadworld
w Młodzieżowe
Czas czytania: 6 minut
A A
0

Zawsze miałam głupie pomysły i specyficzny charakter, ale to było to, co najbardziej w sobie lubiłam. Zawsze trzymałam się zasady: „Jeśli chcesz coś, czego nie miałeś wcześniej, musisz zrobić to, czego nigdy nie robiłeś”. Może dlatego mój charakter był niekompatybilny z jakimkolwiek normalnym zajęciem i ciągle wpadałam w kłopoty. Nie przejmowałam się tym. Podobało mi się tak, jak było, bo czułam się wolna.

— Dość tego, Bree! — krzyknęła nagle kobieta, wyrywając mnie z zamyśleń.

Stała przede mną ze srogim wyrazem twarzy, próbując wywołać u mnie wyrzuty sumienia. Jej brązowe loki opadały na pokryte maleńkimi zmarszczkami czoło, a szare oczy, schowane pod wachlarzem długich rzęs, patrzyły na mnie z pulsującą złością.

— Mamo, wyluzuj — zaśmiałam się.

Kobieta zacisnęła szczękę, a ja starałam się odgadnąć, czy naprawdę była taka zła, czy po prostu udawała, chcąc, żebym zastanowiła się nad swoim zachowaniem. Nie pierwszy raz to robiła, doskonale znałam te sztuczki.

— Przypominam ci, że masz, do cholery, osiemnaście lat! Zachowujesz się gorzej, niż małe dziecko! Nie będę tego tolerować. Dawaliśmy ci z ojcem za dużo szans, a teraz nasza cierpliwość się kończy.

Zagryzłam wargę, chcąc stłumić uśmiech. Może moje zachowanie było absurdalne, ale wiedziałam, że do jutra ta złość jej przejdzie i będziemy normalnie rozmawiać. Zabawne. Kto jak kto, ale ta kobieta nie była asertywna i nie potrafiła dać mi nawet głupiej kary. I tak mimo tego, że byłam prawie pełnoletnia, starałam się dostosowywać do ich wymagań, bo w końcu mieszkałam pod ich dachem.

Odwróciłam głowę w kierunku drzwi frontowych, w których stanął tata. Odchrząknął, usiłując skupić na sobie naszą uwagę. Jego zielone oczy, które po nim odziedziczyłam, wwiercały się w moje, co sprawiło, że uśmiech zaczął znikać z mojej twarzy. Wyglądał na cholernie poważnego, a gdy po raz kolejny głośno odchrząknął i obdarzył mamę swoim charakterystycznym spojrzeniem, wiedziałam, że miałam poważny problem. 

— Zgodziła się. Wszystko już załatwiliśmy — mruknął ostentacyjnie w stronę mojej rodzicielki i skrzyżował ręce na piersi.

Kobieta wyprostowała się i założyła niesforny kosmyk włosów za ucho. Widać było, że trochę zmiękła. Jej wyraz twarzy złagodniał i teraz patrzyła na mnie wzrokiem nieukazującym żadnych emocji. 

— Tato? — zapytałam niepewnie, patrząc w stronę mężczyzny.

Stałam tam z dziwnym niepokojem i sama nie widziałam, czego miałam się spodziewać, a ich beznamiętna postawa wcale tego nie polepszała. Wiele razy rodzice znosili moje głupie wybryki, ale zawsze kończyło się to na godzinnym kazaniu. Nie chciałam zmieniać swojego sposobu bycia, bo bardzo mi on odpowiadał. A dzisiaj? Dzisiaj po raz pierwszy stałam się kurewsko podenerwowana i powoli zaczynałam żałować tego, co zrobiłam.

— Czwartą klasę skończysz w Kalifornii. Będziesz mieszkać z Clarissą — powiedział ze stoickim spokojem.

***

Robienie głupich rzeczy było nieodłączną częścią mojego życia. Może i zachowywałam się jak dziecko, ale przynajmniej nigdy się nie nudziłam. Teraz pierwszy raz zaczynałam żałować. Żałować rzeczy, która może nie była jakimś karygodnym wybrykiem, ale wywołała u mnie ogromne wyrzuty sumienia.

Siedziałam w moim pokoju, który miał pozostać nim przez jeszcze niecałe trzynaście godzin. Te niebieskie ściany, obklejone plakatami z nieskazitelną twarzą Roberta Pattinsona, zawsze będą kojarzyć mi się z moją ukochaną oazą. Z tęsknotą spojrzałam także na tę felerną dziurę w ścianie, kiedy to w przypływie złości postanowiłam wyżyć się na szklance. Każdy defekt, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, zamienił się w coś, co nadawało temu pomieszczeniu coś szczególnego. Coś, co czyniło je moim.

Nie chciałam wyjeżdżać z Portland. Spędziłam w nim całe swoje życie i przywiązałam się do tego miasta. Myśl o wiecznie tętniącej życiem Kalifornii mnie przerażała, bo wiedziałam, że nie będę tam pasować. Nie chciałam udawać kogoś, kim nie byłam.

— Bree! Spakowałaś się? — wykrzyknął z dołu tata.

Nie odpowiedziałam mu. Wciąż przepełniała mnie złość, a żal, który miałam do rodziców, jedynie rósł w siłę. Wiedzieli bowiem, jaki miałam charakter, a tak po prostu postanowili pozbyć się problemu. Choć wina była moja, tak podjęcie decyzji leżało w ich rękach. To oni wybrali najgorszą opcję.

Opadłam na miękką pościel, ignorując fakt, że zegar wskazywał zaledwie dziewiętnastą. Czułam, jak moje powieki robiły się coraz cięższe, a utrzymywanie ich stawało się z minuty na minutę trudniejsze. Odpłynęłam, gdy zmorzył mnie sen.

***

Po gwałtownej pobudce, jaką zafundował mi mój budzik, podniosłam się z łóżka i przetarłam leniwie oczy. Było trochę po piątej i musiałam się pospieszyć, jeśli chciałam zdążyć na swój lot. Na lotnisko miałam około pół godziny drogi, więc musiałam dodatkowo się spiąć. Korki o tej godzinie potrafiły uprzykrzyć życie, a chciałam zdążyć ze wszystkim bez zbędnego pośpiechu. 

Zrzuciłam z siebie piżamę i przebrałam się w przyszykowane wczoraj ubrania. Podziękowałam sobie za to w duchu, gdyż w ten sposób oszczędziłam sobie bezkresnego przeszukiwania szafy w pośpiechu. Wyszczotkowałam zęby, umyłam twarz i uczesałam się w naprawdę ekspresowym tempie. Nie miałam czasu na mój standardowy makijaż, więc jedynie wytuszowałam rzęsy.

Chwyciłam za dwie ogromne walizki i jakimś cudem razem z nimi zeszłam na dół. Tata z dziwną miną opierał się o blat i popijał kawę. Mama natomiast szykowała się do pracy, gdyż jak w każdy wtorek, swoją zmianę w szpitalu rozpoczynała o szóstej.

Nie miałam czasu na porządne śniadanie, dlatego zrezygnowałam z tego codziennego rytuału. Gdy ojciec zajął się pakowaniem moich walizek do samochodu, ja przyniosłam z góry torebkę i rzuciłam ją na siedzenie naszego Chevroleta.

Opierając się o auto, obserwowałam tatę, który rozmawiał o czymś z mamą. Wyglądał na poważnego, gdy przytulał do siebie moją rodzicielkę. Potarł jej ramię, a ona kiwnęła głową. Przełknęłam głośno ślinę, gdy ruszyła w moim kierunku. Nie powiedziała nic, po prostu stanęła przede mną, zmierzyła zatroskanym, matczynym wzrokiem i objęła mocno swoimi ramionami. Przymknęłam leniwie oczy, wdychając jej subtelne perfumy i poczułam, jak głaszcze mnie po włosach. Ciepło bijące od mamy, tak dobrze mi znane, było dziś wyjątkowo intensywne.

— Mam nadzieję, że Kalifornia cię zmieni, Bree — wyszeptała z nutką smutku w głosie.

Zacisnęłam powieki, ale nie zgodziłam się z nią. Lubiłam swój charakter, a fakt, że rodzice nie potrafili tego zaakceptować, sprawiał mi ogromną przykrość. Czułam, że rozczarowałam ich jako ta pokręcona, trochę nazbyt „chłopięca” córka, która nie przynosiła do domu najwyższych stopni, nie bawiła się lalkami i wybierała spodnie zamiast sukienek. 

***

Myśl, że miałam spędzić w samolocie kolejne kilka godzin, przyprawiała mnie o dreszcze. Nienawidziłam bezsensownego tkwienia w miejscu. Nudziło mi się jak cholera, a jedyną rzeczą, która wydawała się swoistą odskocznią, była muzyka. Wcześniej trochę spałam, czytałam książkę i obserwowałam chmury. Mimo tego czułam się okropnie. W moje serce szczególnie uderzył widok machającej mi na pożegnanie mamy i zrezygnowany wzrok taty. Żeby tego było mało, siedziałam przy samym oknie, gdzie mimowolnie obserwowałam oddalający się z czasem widok mojego ukochanego Portland. Wizja pobytu w Kalifornii wydawała się odległą rzeczywistością, tak bardzo oddaloną, niedostępną. Jak nigdy, zaczął paraliżować mnie niemały strach. Odsunęłam myśli w tył głowy, wsłuchując się w piosenkę Eda Sheerana. Oparłam głowę o siedzenie, a w moich myślach pojawił się obraz czekoladowej fontanny.

— Może jednak jakoś uda mi się przeżyć — mruknęłam pod nosem, uśmiechając się do siebie.

Tags: SupersadworldUncover me
ShareTweet
Supersadworld

Supersadworld

Miłośniczka wiktoriańskich romansów, podcastów kryminalnych i dobrej kawy. Na co dzień studentka drugiego roku polonistyki w Krakowie. Od blisko 7 lat rozwija swoją pasję, jaką jest pisarstwo, a jej największym marzeniem jest wydanie własnej książki.

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Akceptuję Politykę Prywatności oraz warunki korzystania ze strony NovelTime.pl Polityka Prywatności.

© 2021-2022 NovelTime

  • FAQ – Poznaj NovelTime
  • Redakcja
  • Kontakt
  • RODO
  • Regulamin
  • Polityka Prywatności
Brak wyników
View All Result
  • Aktywność
  • Autorzy
  • Opowieści
    • Nowe realizacje
    • Popularne
    • Polecane
  • Kategorie
    • Fantastyka, sci-fi, horror
    • Historyczne
    • Młodzieżowe
    • Literatura piękna
    • Romans, obyczajowe
  • Kontakt
  • Redakcja
  • FAQ – Poznaj NovelTime

© 2022 NovelTime – wszelkie prawa zastrzeżone. Wykorzystanie tekstów wymaga uzyskania zgody.

Ta witryna wykorzystuje pliki cookies, aby świadczyć usługi na jak najlepszym poziomie. Kontynuując przeglądanie tej strony, zgadzasz się na ich wykorzystanie. Przeczytaj o ciasteczkach, ich rodzajach oraz zapoznaj się z instrukcją blokowania plików cookies na stronie Polityka Prywatności.