Jasmine Hartford zasługiwała na miano najzimniejszej suki pośród wszystkich ludzi, których kiedykolwiek miałam okazję poznać. Przysięgałam na Boga. Uważałam ją za niepodważalną ikonę, a czasem nawet skrycie podziwiałam. Fakt, że tylko dla mnie czasem siliła się na uśmiech, sprawiał mi dużą satysfakcję. Mimo wszystko pokładałam duże nadzieje, w naszej znajomości. Trzymałam kciuki, by nie rozpadła się niczym domek z kart, bo miała potencjał na głębszą przyjaźń. Polubiłam J i zależało mi na niej. Ludzie z zajęć, na które uczęszczałam, niespecjalnie darzyli mnie sympatią i vice versa. Brzydziłam się nimi: przypominali mi bowiem skrajnych egocentryków, którzy nie widzieli nic poza czubkiem własnego nosa czy górą pieniędzy. Z całą śmiałością mogłam stwierdzić, że gdybym urodziła się w prestiżowej rodzinie, znalazłabym w tym liceum wiele znajomych. Nikt nie zwracałby uwagi na mój dziwny charakter i głupawe usposobienie. Liczyły się tylko bogactwo, wpływy i dobre pochodzenie. Z każdym dniem coraz bardziej szokowało mnie dziwactwo tej społeczności.
— Seth Holloway, jeden ze szkolnych przystojniaków, a jednocześnie największa tajemnica tego liceum. Kiedyś był całkowicie inny, a teraz zachowuje się jak posąg. Snuje się po korytarzach jak duch i prawie w ogóle z nikim nie gada. Dodatkowo wygląda, jakby nie przespał dobrych kilka nocy — opowiadała z ożywieniem Jas, kiedy siedziałyśmy w stołówce, jedząc lunch.
Od incydentu z Daph minęły niecałe trzy tygodnie. Może nie zaczepiała mnie na korytarzu, ale wciąż czułam jej piorunujące spojrzenia kierowane w moją stronę, które starałam się ignorować. Póki nie wchodziła mi w drogę, było w porządku. Powinnam chyba podziękować Sethowi za uratowanie mi tyłka.
— Dziwne — mruknęłam, wgryzając się w jabłko.
Na stołówce panował gwar, przez co ciężko było mi skupić się na własnych myślach. Cała sprawa z Hollowayem sprawiła, że zaczęłam o nim myśleć. Wydawał się intrygujący, tajemniczy i, och kurwa, zimny jak lód.
Może i zachowywałam się nadto desperacko, gdy zerkałam co kilka chwil w stronę stolika, przy którym zazwyczaj siedział, ale miałam to gdzieś. Nie potrafiłam dłużej walczyć z moją ciekawością i niespecjalnie się z tym kryłam. Jakaś dziwna siła przyciągała moje myśli do jego osoby. Był cholerną tajemnicą, a ja byłam wścibska. To nie mogło skończyć się dobrze. Musiałam się ogarnąć, jeśli nie chciałam problemów. Miałam trzymać się z daleka od robienia głupot.
— Tylko tyle wiem. I to jest raczej wszystko, bo od nikogo więcej informacji nie uzyskasz — Jasmine ściszyła głos, jakby Seth siedział stolik obok, a nie praktycznie na drugim końcu sali.
A co jeśli cała ta otoczka stanowiła jedynie maskę? Chyba musiałam się głębiej nad tym zastanowić… Nigdy w życiu nie spotkałam się z kimś takim, jak Holloway. Nie miałam pojęcia, co takiego w sobie miał, ale potrafił przyciągać jak magnes.
— Chodź, powinnyśmy już iść. Co masz teraz? — zapytała Jasmine, na co cicho westchnęłam.
— Psychologię, a ty?
— Francuski. Zgadamy się później. — Kiwnęła głową, po czym szturchnęła mnie w ramię i wyszła ze stołówki.
Sapnęłam ociężale niczym męczennica i przewiesiłam przez ramię ciężką torbę. Ta cała sprawa wydawała mi się mocno podejrzana. Skoro Seth był taki bierny, to dlaczego postawił się Daphne?
***
Siedziałyśmy z Jasmine na szkolnym dziedzińcu i czekałyśmy na jej brata. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się do siebie, gdy słońce ogrzewało moją twarz. Było przyjemnie, choć moim zdaniem trochę za ciepło, ale taka pogoda zdecydowanie poprawiła mój humor i miałam szczerą nadzieję, że nikt, ani nic, nie będzie w stanie tego zniszczyć.
— Gdzie on jest? Przecież jest już późno — wymruczałam.
— Już idzie. — Uchyliłam powieki i zobaczyłam, jak dziewczyna wstaje. — Chodź.
Jordan był rok młodszym i bardzo podobnym do swojej siostry chłopakiem. Szedł w naszym kierunku, a ja zaciekawiona patrzyłam prosto w jego ciemne oczy, które wyróżniały się na bladej twarzy, nadając mu dość cmentarnego wyglądu mizantropa. W zasadzie lubiłam go. Nie raz zdarzyło mi się z nim pogadać, gdy znajdował się w pobliżu Jasmine. Jak widać, pozory mogły mylić. W szczególności, gdy widziało się jego całkowicie wykolczykowaną twarz i tatuaże, do głowy mogły przychodzić różne myśli.
Znaleźliśmy się na parkingu, na którym miała przyjechać po mnie Clary. Zadeklarowała, że odbierze mnie ze szkoły w przeciągu dwudziestu minut, gdyż dojechanie spod jej uczelni do liceum zajmowało trochę czasu. Jednak nie przeszkadzało mi to, bo miałam więcej czasu na rozmowę z Jasmine, a także Jordanem, który wydawał się przez dłuższy czas zerkać gdzieś ponad moje ramię, co trochę mnie dekoncentrowało.
— Okej, Seth Holloway się na ciebie gapi. — Zmarszczyłam brwi, gdy Jasmine odezwała się z rozbawieniem. Co ona, do cholery, wygadywała?
Odruchowo odwróciłam się, taksując wzrokiem cały parking. Rzeczywiście. Chłopak opierał się o swojego czarnego Mustanga i patrzył w moim kierunku. Wyglądał nienagannie, zresztą jak zwykle.
— I? To takie niebywałe, że się patrzy?
Wzruszyłam ramionami. Seth patrzył się w moją stronę. Wielkie mi halo. Równie dobrze mógł gapić się na każdą inną osobę, która była w moim otoczeniu.
— Zawsze po skończonych lekcjach odjeżdża od razu. Teraz najwidoczniej mu się nie spieszy, a gapienie się na ciebie wydaje się być tego powodem.
— Wygadujesz jakieś głupoty — burknęłam, gdy Jas zaczęła patrzeć na mnie ze zdziwieniem. Sama nie wiedziałam, czy mi się zdawało, ale na jej twarzy przez chwilę błysnął niepokój. Oczy dziewczyny dziwacznie zamigotały, a brunatny kolor tęczówek miał w sobie jakoś więcej głębi. Skoncentrowana, zmarszczyłam brwi.
W tym samym czasie dostrzegłam auto Clary, którym podjechała pod szkołę. W duchu ucieszyłam się z takiego obrotu sprawy i zrobiłam w myślach notatkę, by podziękować za to kuzynce. Rzuciłam krótkie pożegnanie rodzeństwu i pognałam czym prędzej do samochodu dziewczyny, chcąc także uciec od przeszywającego spojrzenia tych czarnych oczu. Nawet z odległości kilku metrów mogłam wyczuć bijący od chłopaka chłód, a jego świdrujące spojrzenie przyprawiało mnie o gęsią skórkę.
— Dzięki, że zjawiłaś się tak szybko — wymamrotałam, niezdarnie pakując się do czerwonego pojazdu Clary.
Kobieta podłapała moje zmieszanie, bo zanim odjechała, obrzuciła mnie pytającym wzrokiem. Pokręciłam głową, dając jej znak, by zmieniła temat.
— Jak w szkole? — zapytała w końcu, gdy oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy, czując nużące mnie zmęczenie.
— W porządku — odpowiedziałam zdawkowo.
Nie miałam ochoty na żadne gadki szmatki, bo przez ciężki dzień w szkole chciałam jak najszybciej zakopać się pod kołdrą. W jednej sekundzie zaczęłam żałować, że umówiłam się wieczorem z Jas, która zabierała mnie na imprezę. Ostatnio marudziłam jej o tym, że nudziłam się w tym mieście i z chęcią wybrałabym się do klubu. Nie spodziewałam się, że weźmie moje słowa na poważnie i skombinuje nam wejściówki. Na samą myśl od razu odechciewało mi się wszystkiego.
Podziękowałam w duchu Clary, bo nie odezwała się ani razu przez całą drogę do domu. Z zamkniętymi oczami próbowałam zebrać myśli, ale te, jak na złość, rozpraszała osoba Setha. To zaczynało mnie drażnić, ale nie potrafiłam tak po prostu przestać o tym rozmyślać. Jego osobowość sprawiała, że nie mogłam skupić się na niczym innym. Z tyłu głowy tworzyłam szereg scenariuszy, które mogły tłumaczyć jego zachowanie. Postawienie się Daphne niezbyt pasowało do tego, co opowiadała Jasmine.
Nim się zorientowałam, byłyśmy przed domem. Miałam nacisnąć klamkę, gdy poczułam delikatny uścisk dłoni na moim nadgarstku. Skóra Clary wydawała mi się tak gładka, jakby jej dłonie przyodziewały jedwabne rękawiczki.
— Wiem, że nasza relacja nie jest specjalnie bliska, ale jeśli coś się dzieje, to możesz śmiało mówić. Zawsze cię wysłucham — oznajmiła, a wyraz jej twarzy pozostawał poważny. W głosie wyczułam jakby nutkę smutku, który najprawdopodobniej spowodowany był tym, że Clary myślała, że zwyczajnie trzymałam ją na dystans.
Skinęłam głową, wzdychając głośno. Chyba jeszcze nie darzyłam jej dostatecznym zaufaniem, by zwierzać się z wszystkich rozterek.
— Wszystko jest w porządku. Jestem tylko zestresowana szkołą. Dzięki za troskę, Clars — zapewniłam i zadbałam o to, by ton mojego głosu wydawał się jak najbardziej przekonujący.
Twarz kuzynki rozjaśniła się, ale nadal pozostawała posągowa. Uśmiechnęła się delikatnie, co odwzajemniłam, po czym wyszłam z auta. Nabrałam jak najwięcej powietrza w płuca i odetchnęłam z ulgą.
***
Dlaczego kochałam imprezować? Odpowiedź była prosta: zwyczajnie kochałam szaleć. Odkąd zamieszkałam w Hawthorne, imprezy pozostawały jedyną okazją na chwilę rozrywki. Moje życie było nudne, rutynowe, a od samego myślenia o kolejnym dniu przepełnionym monotonią, chciało mi się ziewać. I choć dziś trochę zmuszałam się, żeby pójść na imprezę, to wiedziałam, że postępowałam słusznie. Nie chciałam zostawać w domu, by potem tylko narzekać i żałować.
— Błagam, niech wyjdzie równa — mówiłam do siebie, gdy stojąc przed lustrem w moim pokoju, starałam się namalować symetryczną jaskółkę na powiece.
W taki sposób malowałam się okazyjnie – najakieś uroczystości czy nocne wyjścia. Trochę podkładu, pudru i bronzera. Niezbyt rzucające się w oczy czarne kreski i ciemniejsza szminka. Taki makijaż lubiłam najbardziej.
Odetchnęłam z ulgą, gdy ostatnim ruchem eyelinera dokończyłam swoje w miarę równe arcydzieło. Na moich ustach pojawił się niewielki uśmiech, rozjaśniający całą twarz.
Spojrzałam nerwowo na wyświetlacz telefonu, który pokazywał, że miałam niecały kwadrans do wyjścia. W pośpiechu chwyciłam za lokówkę, skręcając sprawnie brunatne pasma włosów. Na końcu spryskałam je lakierem, aby trzymały się całą noc, a potem obejrzałam się w lustrze. Podobało mi się to, jak wyglądałam. Nie mogłam nie wybrać mojej ulubionej, ciemnoczerwonej sukienki. Ładnie opinała moje ciało bez jednoczesnego podkreślania małego biustu, który zaliczał się do moich największych kompleksów. Czułam się w niej w pełni komfortowo.
Chwyciłam za jeansową kurtkę i zgrabną torebeczkę, którą przewiesiłam sobie przez ramię. Zbiegłam na dół, krzywiąc się na nieprzyjemne skrzypienie schodów. Wskoczyłam w białe trampki, stawiając na wygodę i zamknęłam za sobą dom. Dopilnowałam też, żeby Clary była poinformowana o wszystkim wyjątkowo dokładnie: wysłałam jej SMS-a, że wychodzę z koleżanką na imprezę, która miała odbyć się u Tessy Bronwhile na Oxford Ave i wrócę prawdopodobnie o trzeciej nad ranem.
Przestępowałam z nogi na nogę, czekając na Jasmine, która zadeklarowała przyjechać po mnie ze swoim kuzynem. Dochodziła dwudziesta pierwsza, a dziewczyna miała zjawić się pod moim domem lada moment. Prawdę mówiąc, trochę się denerwowałam. Mogło stać się dosłownie wszystko. W mojej podświadomości powstawały różne obrazy: mnie wpadającej do basenu, który ponoć znajdował się za domem Tessy, wylewającego się na moją sukienkę piwa… Wstyd było mi się przyznać, że po cichu liczyłam spotkać na imprezie Hollowaya, przez co miałabym okazję znów mu się przypatrzeć. Nie wyobrażałam sobie jednak go w takim miejscu. Sprawiał wrażenie odludka, gdy snuł się po korytarzach jak cień, więc co miałby robić na domówce?
Z rozmyślań wyrwał mnie nadjeżdżający z daleka czarny Range Rover, o którym pisała mi Jas. Zatrzymał się tuż przede mną, a okno od strony kierowcy się uchyliło. Ujrzałam dokładną kopię Jasmine, tylko w wersji męskiej.
— Xavier, kuzyn Jas. Możesz śmiało wsiadać — powiedział, ukazując piękny uśmiech.
Jego dobry humor udzielił się także mnie, przez co wcześniejsze zdenerwowanie momentalnie odeszło w niepamięć. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zajmowałam tylne miejsce samochodu. Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwieniem, gdy nie dostrzegłam nigdzie swojej koleżanki.
— Gdzie Jasmine? — Zaniepokoiłam się nie na żarty. Może przesadzałam, ale czułam się okropnie niezręcznie, będąc sam na sam z obcą mi osobą.
Chłopak zaśmiał się cicho, mając mnie najwyraźniej za panikarę.
— Nie zamordowałbym własnej kuzynki, możesz być o to spokojna — zadeklarował z rozbawieniem. — Wysadziłem ją przy sklepie, bo potrzebowała kupić fajki. Dojdzie na piechotę.
Przytaknęłam głową, choć Xavier i tak nie mógł tego zobaczyć. Zacisnęłam palce na czarnej torebce. Jak na zawołanie poczułam wibracje, więc czym prędzej sięgnęłam do środka, skąd wydostałam komórkę. Brzęczała niemiłosiernie, oznajmiając o przychodzącym połączeniu od Jasmine.
— Jak tylko cię dorwę, uduszę. Nie wiem tylko jeszcze, czy poćwiartuję twoje zwłoki, czy zdecyduję się na rozpuszczenie ich w kwasie — powiedziałam kąśliwie po przyłożeniu słuchawki, a w odpowiedzi uzyskałam cichy śmiech brunetki. Przewróciłam oczami.
Jasmine doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie znosiłam przebywania z obcą osobą sam na sam. Unikałam takich sytuacji jak ognia, bo sprawiały mi ogromny dyskomfort. Nigdy nie wiedziałam, w jaki sposób miałam podtrzymać rozmowę, a gdy robiło się cicho, stres paraliżował moje ciało.
— Mam nadzieję, że mój kochany kuzyn cię nie wystraszył. Jest trochę zbyt miły — bąknęła.
Z wyglądu byli jak dwie krople wody, ale zdążyłam zauważyć, że charaktery Xaviera i Jasmine kompletnie się różniły. Przynajmniej tak mi się wydawało po pierwszym spotkaniu z chłopakiem.
— Pogadamy na miejscu — zacmokałam. — Cześć, Minnie — rzuciłam cierpko i się rozłączyłam.